Nigdy więcej nie pojadę z rodakami na wakacje. Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniami. O tym, że Polacy są mistrzami w narzekaniu chyba nie trzeba nikogo przekonywać. Wytykanie błędów politykom jest naszym sportem narodowym, bo z tego prawdziwego do końca być dumni nie możemy, chociaż ostatnia „Obrona Częstochowy” w wykonaniu naszych piłkarzy sprawiła, że na nowo zaczęliśmy snuć marzenia o podboju futbolowego światka. Do Peru i Boliwii wybrałem się sam. Po wcześniejszych paru cudownych dniach spędzonych w Andaluzji z moją siostrą i ukochaną leciałem do Ameryki Południowej pełen obaw, ale jednocześnie przepełniony ekscytacją. W samolocie okazało się, że nie tylko ja jeden upolowałem świetną promocję od fly4free. Rodaków było wielu. Był kolega, który nastawił się na wyjazd bardzo bojowo. Jako trener fitnessu stwierdził, że nie da sobie w kaszę dmuchać i tuż przed wyjazdem zakupił zestaw… noży wojskowych (sic!). Swoją drogą ostatnio widziałem nagranie pokazujące jak zwykły Seba z bloku jest w stanie załatwić osobę chodzącą na samoobronę używając zwykłego nożyka. To tylko pokazuje, że w sytuacjach kryzysowych powinniśmy zachowywać spokój i mieć pokorę dla przeciwnika. Udawanie Bruce’a Lee nie jest tu najlepszym pomysłem. Ale, to jego życie i jego wybór. Był też kolega, który pełniąc dostoją urzędniczą i kierowniczą funkcję w naszym państwie może sobie pozwolić na wiele kosztownych wakacji. Bo podatnik zapłaci. Bo go nikt nie sprawdzi. Bo … czemu nie? No i tak wyszło, że ten kolega zwietrzył u mnie podstawy znajomości języka hiszpańskiego i już do końca wyjazdu prawie mnie nie odstępował. Było jeszcze wiele innych ciekawych osób, ale o nich przy okazji. A dlaczego więcej z Polakami na wakacje nie pojadę?
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Docieramy do Boliwii. Oglądamy Salar de Uyuni. Najpiękniejsze solnisko na świecie. Tzw. Must see na kontynencie. Zaraz po tym uderzamy do położonego w południowej Boliwii Parku Narodowego w celu zobaczenia gejzerów i lagun. Widoki zapierają dech w piersiach. Wrażenia potęguje wysokość, nieskazitelny błękit nieba, intensywność upierzenia flamingów, zrywający czapki z głów wiatr i wyspy solne przeplatające się z karmazynowymi algami. Lagun było parę – każda miała coś w sobie. Każda na swój sposób urzekała, powalała, uświadamiała jak piękny jest świat. Miałem ochotę tam zostać. Spędzić cały dzień, nacieszyć oczy, a wieczorem zliczać gwiazdy i cieszyć się wolnością. Aż tu nagle słyszę za sobą:
– KURWA MAĆ, ZNOWU TA LAGUNA!
– słucham?
– NO ILE TYCH LAGUN TU JESZCZE BĘDZIE. JEDNĄ WIDZIAŁEM TO MI STARCZY, PO CO MI KOLEJNE?
– nie wiem po co… może po to, żeby umieć je docenić? Żeby zobaczyć prawdziwe życie? Żeby poczuć się przez chwilę szczęśliwym?
– PIERDOLENIE
Może i pierdolenie. Mam nadzieję, że nigdy tak nie pomyślę 🙂