– “Długo jeszcze?”
Niestety, trzy godziny stania na węgiersko-serbskiej granicy zmieniły nasze plany sprawnego dostania się na południe Serbii. Zmęczeni czekaniem i żółwim tempem poruszania się, zaczęliśmy wertować przewodnik w poszukiwaniu ciekawego miejsca na wieczór i nocleg. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że w podróży wszystko zmienia się dynamicznie i dokładne planowanie każdej sekundy naszego wyjazdu nie ma najmniejszego sensu. Tym sposobem wylądowaliśmy we Fruškiej Górze, gdzie podziwiać mogliśmy sieć prawosławnych klasztorów, czyli monastyrów. Na ich obszarze znajdowały się piękne kaplice i cerkwie. Niektóre z nich otwierane są jedynie na życzenie zwiedzających. Istnieje możliwość przenocowania w niektórych z nich. Jeden z najsłynniejszych serbskich monastyrów na tym szlaku to Krusedol. Znajduje się on w niewielkiej miejscowości Maradik.
Następnie pojechaliśmy do kolejnej miejscowości Vrdnik, gdzie spaliśmy w bardzo przytulnym sobe. Poranne podziwianie ogródka gospodarza zakończyło się ofiarowaniem książki o drzewach “bonsai” autorstwa siostry naszego towarzysza, która od ponad dziesięciu lat mieszkała w Warszawie. Dostąpiliśmy nawet szansy porozmawiania z Nią przez telefon. Zaskoczyło nas to jak biegle ta kobieta władała polszczyzną. Rozpierała nas duma! Na koniec zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie pod najstarszym drzewem w ogrodzie. Chyba nie ma przyjemniejszych noclegów od takich, gdzie można zamienić parę słów i napić się wspólnie kawy. Na dodatek zapłaciliśmy bardzo symbolicznie, a pokój był bardzo przyjemny.
W tej miejscowości znajdował się również piękny, majestatyczny monastyr. Natrafiliśmy na uroczystą mszę świętą. To, co nas zdziwiło najbardziej to obecność lokalnej telewizji i modlący się, robiący zdjęcia oraz nagrywający filmy jednocześnie zgromadzeni wierni. Postanowiliśmy wykorzystać sytuację i sami zamieniliśmy się w “średnio-profesjonalnych” fotoreporterów (tutaj filmik).
Co najciekawsze, nikogo to nie oburzało. Mieliśmy wręcz wrażenie, że każdy był tam w swoim, rozmodlonym świecie i nie zwracał uwagi na ludzi wokoło. Tak właśnie udało nam się zrekompensować sobie zmarnowaną połowę dnia w kolejce do granicy i długie, kręte drogi.