1. Przejechaliśmy cały kraj autem
Wynajęcie auta w Jordanii nie stanowi żadnego problemu. Jedynym ograniczeniem, z jakim przyszło nam się spotkać był zakaz jazdy wynajętym autem po pustyni. I chodź zlekceważyliśmy ten przepis, nie spotkały nas żadne konsekwencje. Ryzyko wiąże się jednak z tym, że w razie usterki na pustyni, koszta naprawy pokrywalibyśmy z własnej kieszeni…Może mało rozsądne, niemniej jednak udało się. Za wynajem auta (Mitsubishi Pajero z napędem na 4. koła) na 7 dni zapłaciliśmy około 2 tysięcy złotych. Drogo. W naszym wypadku koszta dzieliliśmy na 5 osób. Dodatkowo niecałe 500 zł poszło na przejechanie kraju z góry do dołu i z powrotem, czyli jakieś 800 km. Wynajem mniejszego auta, będzie zdecydowanie tańsze , podobnie jak koszta benzyny. Po wyjeździe zastanawialiśmy się nawet czy nie lepiej było wynająć właśnie mniejsze auto, a zapłacić dodatkowo za przejazd po pustyni, chodź wiadomo że możliwość samodzielnego kluczenia po pustyni z mapą i gpsem jest przyjemnością samą w sobie. Jeśli zdecydujecie się na podobną opcję, warto mieć przy sobie mapy offline, z nawiesionymi głównymi punktami. Teren pustyni jest naprawdę spory, przez co łatwo jest się na niej zgubić. Nasz gospodarz pokazał nam dokładnie gdzie znajduje się nasz nocleg, dzięki temu bez trudu tam potarliśmy wieczorem.
Jedyna niekomfortowa sytuacja spotkała nas w Madabie, kiedy to nasz Pajero odmówił posłuszeństwa. W tym wypadku firma wypożyczająca nam auto podstawiła nam drugie zastępcze (takie samo, tylko w innym kolorze) i po kilku godzinach mogliśmy jechać dalej. Pomimo, że wypożyczyliśmy je w Akabie, to auto zastępcze zostało podstawione z innego, bliższego serwisu w Ammanie.
Nie obyło się też bez mandatu za parkowanie w niedozwolonym miejscu. Tłumaczyliśmy i przekonywaliśmy (na koniec prosiliśmy, a wręcz błagaliśmy), że to tylko kilku-minutowy postój w poszukiwaniu hostelu. Niestety nie podziałało. Mandat został wlepiony, a czasu na dyskusje nie mieliśmy, podobnie jak ochoty się wykłócać. Wysokość mandatu może nie była zawrotna, ale zawsze o jedno piwo (czytaj dalej) mniej.
2. Spędziliśmy noc na pustyni
Zdecydowanie obowiązkowy punkt programu. U nas był to tylko jeden dzień i jedna niezwykła noc przy śpiewie beduinów, przepysznej kolacji i malowniczym wschodzie Słońca. Całą relację możecie przeczytacie tutaj.
3. Zwiedziliśmy stolicę Nabatejczyków – Petrę
Miejsce, o którym słyszał bądź usłyszy każdy, kogo interesuje wyjazd do Jordanii. Stolica bogatego królestwa Nabatejczyków oraz miejsce krzyżowania się szlaków z Indii do Egiptu oraz z południowej Arabii do Syrii. Skalne miasto przyciąga co roku masę turystów, przez co trudno poczuć się w nim jak Indiana Jones wjeżdżający na koniu jak odkrywca. Niemniej im dalej i wyżej się zapuścimy, tym możemy liczyć na bardziej kameralną atmosferę. Zresztą zobaczcie sami…
Pierwszy kilometr trasy prowadzi przez kilometrowy wąwóz Siq, strzegący wejścia do miasta. Jedynie Rzymianom udało się go pokonać, i to podstępem (skażając wodę poprzez podziemny wiadukt).
Jedną z najbardziej spektakularnych budowli tego miasta był ogromny teatr, który podobnie jak inne budowle, wykuty został w skałach, dzięki czemu podziwiać można niezwykle kolorowe skały. Kolejną atrakcją jest ciąg świetnie zachowanych grobowców, nazwanych Grobami Królewskimi, gdyż uważa się, że byli w nich chowani władcy Petry i członkowie rodziny królewskiej. Z samego miasta Petry zaś zachowało się bardzo niewiele.
Główną drogę miasta stanowiła wtedy ulica Kardomaksimus, która to w jego największym rozkwicie, wyłożona była białym marmurem. Były tam trzy duże rynki, sklepy, świątynie, pałace i grobowce.
Na skałach, otaczających Petrę są liczne punkty widokowe, dlatego warto poświęcić na eksplorowanie tego miejsca co najmniej jeden pełny dzień. Jedną z popularnych tras jest ta, prowadząca na szczyt Dżabal Al- Madhbah (1070 m n. p. m.), zwany Wyżyną Ofiarną. Ścieżka na szczyt zaczyna się w połowie drogi między Skarbcem a teatrem, obok stoiska z pamiątkami. Podejście od teatru zajmuje ok. 45 minut, zaś zejście do centrum Petry ok. 1 h 15 minut. Oczywiście nie jest to jedyna trasa po górach z panoramą na skalne miasto. Warto zapytać o szlaki i czas przejścia w punkcie informacji.
Według nas (i nie tylko nas) zwiedzanie Petry to wycieczka na co najmniej dwa dni. Warto też wygospodarować sobie tyle czasu, tym bardziej że różnica w cenie między 1- dniowym, a 2-dniowym pobytem jest niewielka. Sama cena jednak konkretna i trzeba się liczyć ze sporym wypadkiem, około 250 zł od osoby.
Widzicie mistrzów marketingu i członków mafii w jednym (po prawej)? Złodziejaszki, pilnują wstępu na panoramę Skarbca, czyli najbardziej rozpoznawalnej budowli Petry, próbując naciągnąć turystów na kilka dolarów. My się nie daliśmy, ale też nie przepychaliśmy się z nimi. Strzeliliśmy sobie za to pamiątkowe zdjęcia spod Małej Petry z widokiem na grobowiec zwany Monasterem Ad- Deir. Dotarliśmy tam już drugiego dnia.
Więcej zdjęć z Petry, jak i całej podróży do Jordanii i Izraela znajdziecie tutaj.
Chodź celowo wybraliśmy okres zimowy na wyjazd do Jordanii, to jednak istnieje pewne ryzyko związane z dużymi opadami deszczu w tym okresie. Nam trafiła się bajeczna pogoda, jednak gdyby wypadło inaczej, Petra byłaby zamknięta ze względu na silne powodzie. Zignorowanie zakazu wstępu w takich warunkach i przedostanie się bocznym wejściem kończyło się już śmiercią turystów. Warto więc zachować rozsądek i liczyć się z podobnymi okolicznościami.
4. Wykąpaliśmy się w Morzu Martwym
Po pierwszej (nieudanej) próbie kąpieli na plaży publicznej, gdzie i owszem kąpali się, ale sami mężczyźni, postanowiliśmy nie kusić losu i podjechać na plażę prywatną. Jej największym (i jedynym) minusem był bilet wstępu. Cena na szczęście aż tak nie powalała (60 zł), a przynajmniej mieliśmy możliwość skorzystania z natrysków po kąpieli (obowiązkowych!), jak i dostępu do naturalnego błotka.
Dostęp do błota nie był dodatkowo płatny. Wystarczyło jedynie wygrzebać go sobie z dziury na plaży i spa gotowe. Po wyjściu z morza i natrysku dzięki któremu zmyliśmy, a raczej zeskrobaliśmy z siebie tonę soli, nasza skóra była tak jedwabiście mięciutka, że nie zapomnimy tego uczucia na długo.
A taki widok towarzyszył nam tuż obok. Jak widać, nawet na prywatnej plaży, kobiety nie odsłaniają choćby kawałka ciała. Było mi po części żal i współczułam tym kobietom, bo sama osobiście nie wyobrażam sobie, aby mi ktoś mógł zabronić wskoczenia w kostium kąpielowy i zwyczajnie dobrze się bawić w towarzystwie innych osób. Wiadomo, że to inna kultura i zwyczaje, niemniej dla mnie – nie do przyjęcia. I chodź nie czułam większego skrępowania z powodu natarczywego i wręcz groźnego wpatrywania się we mnie męskiej części plażowiczów, to jednak Marcin zdecydowanie chodził za mną z ręcznikiem, każąc się zakrywać, kiedy plaża zaczęła się coraz bardziej zaludniać. Chyba przeczuwał konflikt, przez co zebraliśmy się nieco wcześniej.
Chodź kąpiel w Morzu Martwym to zdecydowanie niezapomniane przeżycie, należy być ostrożnym nie tylko ze względu na panujące obyczaje, ale również możliwego zagrożenia wynikające z zapaści w błocie powstałym w wyniku parowania. Mimo to, w Jordanii można znaleźć bezpłatne plaże. Szczególnie dobre miejsca do kąpieli występują w pobliżu ujścia spływających z gór rzek (latem niestety wysychających). Popularnością cieszy się okolica źródła Heroda. Znajduje się ono przy ujściu do Morza Czarnego Wadi Zarka, gdzie bije naturalne źródło. Obok płynie wodospad, w którym to można opłukać się po kąpieli. Najlepiej przybyć tutaj w tygodniu, gdyż w weekendy jest dość oblegany przez Jordańczyków. W Dolinie Wadi Zarka znajdują się też siarkowe, zmineralizowane wody o temperatur 60 stopni C ! Wypływają one spod ziemi, zabarwiając skały i baseny na różne odcienie żółci, ochry i zieleni.
5. Doświadczyliśmy otwartości i serdeczności Jordańczyków.
Niezwykle miła sytuacja spotkała nas nieopodal brzegu Morza Martwego, kilkanaście kilometrów przez Madabą. Była to sobota, a więc dzień rodzinnych pikników i posiedzeń na łonie natury. Wyszliśmy zaledwie na kilka minut, aby strzelić sobie zdjęcie na tle morza i przechodząc obok wielodzietnej jordańskiej rodziny zostaliśmy zaproszeni przyjaznym, ale i nie znoszącym sprzeciwu gestem na wspólny kocyk. W taki też sposób, wypytani o najważniejsze rzeczy, czyli kto małżeństwo i ile dzieci, spędziliśmy dłuższą chwilę przy gorącej herbacie. Nie było nawet aż tak ciężko się dogadać, w końcu nowoczesne smartfony z dostępem do internetu i tłumacz Google potrafią pokonać wszelkie bariery językowe.
6. Widzieliśmy mapę mozaikową w Madabie z I wieku.
Najsłynniejsza mozaika znajduje się w grecko – ortodoksyjnym kościele św. Jerzego z 1884 r. Mozaikowa mapa pochodzi z bizantyjskiej świątyni z 560 r. Powstawała aż 6 lat. Trudno się dziwić, w końcu to dwa miliony elementów, które osiągnęły rozmiary 16 na 6 m. Przedstawia ona otoczoną murami Jerozolimę, pływające po Morzu Martwym Łodzie oraz pełną ryb rzekę Jordan. Przetrwały do dzisiaj fragment mapy obejmuje obszar na północy do Libanu, a na południe do delty Nilu. Zaznaczone miejscowości opisano alfabetem greckim.
Madaba nie bez powodu nazywana jest miastem mozaik. Znajdziecie tutaj tereny wykopaliskowe przy ul. Hussein bin Ali, park archeologiczny czy kościół św. Apostołów z mozaikami pokrywającymi podłogę z 578 r. To również miejsce, gdzie można kupić ciekawe i niedrogie pamiątki, jak chodźmy barbie w hidżabie.
7. Znaleźliśmy piwo i… wypiliśmy je.
Nic godnego uwagi i niezwykłego by w tym nie było, gdyby nie fakt, że znajdowaliśmy się w muzułmańskim kraju, a kupienie piwa w innym miejscu niż hotelowy bar (w cenie kieliszka wytwornego wina) graniczyło z cudem. Bynajmniej udało się. Po wielu dniach poszukiwań, jedynym miejscem okazał się niewielki sklepik z pamiątkami i skromną produkcją alkoholi w Madabie. W końcu to jedyne miasto w Jordanii z tak dużym odsetkiem chrześcijan. W innych miastach, typowo muzułmańskich piwa nie znajdziecie. Chłopaki tak się uparli na przynajmniej jedną butelkę boskiego trunku w trakcie wyjazdu, że byli skłonni zapłacić za nią po 20 zł od sztuki. No cóż, z pragnieniem nie wygrasz.
8. Zobaczyliśmy Ziemię Obiecaną Mojżesza z Góry Nebo
Góra Nebo jest popularnym celem pielgrzymek. To z niej przed śmiercią Mojżesz miał zobaczyć Ziemię Obiecaną. Po 40 latach błądzenia po pustyni, jedynie z daleka mógł On ujrzeć cel wędrówki.
Z góry Nebo, a dokładniej ze wzgórza o wysokości 802 m n.p.m., roztaczała się rozległa panorama Doliny Jordanu, Morza Martwego, a nawet Palestyny i Izraela. W końcu Jerozolima znajduje się zaledwie 45 km od punktu widokowego (w linii prostej).
Jest to również miejsce cennych mozaik z VI w., stanowiących pozostałości bazyliki bizantyjskiej. Kościół został częściowo odbudowany przez franciszkanów w XX wieku, którzy do tej pory opiekują się tym miejscem i wykopaliskami.
9. Poczuliśmy klimat arabskiego miasta – Akaby.
Akaba – jedyne miasto portowe Jordanii nie ma zbyt wielu atrakcji turystycznych, za to poczujemy tutaj typowo arabski klimat, pełen gwaru i zgiełku. Dodatkowo jest to najlepsze miejsce na zakup wszelakich pamiątek, ze względu na strefę bezcłową. My przywieźliśmy zarówno przepyszne arabskie słodkości, jak również herbaty (najlepsza „desert tea” z dodatkiem szałwii), pachnące mydełka i kosmetyki z Morza Martwego.
Publiczne plaże w Akabie są piaszczyste i bezpłatne, jednakże nie należą do najczystszych. Inaczej sytuacja wygląda na plażach prywatnych, przyhotelowym. My z takowych nie korzystaliśmy, ale też nie skorzystaliśmy z kąpieli. Czuliśmy, że wyskoczenie z ciuchów i paradowanie w bikini zostałoby źle odebrane przez wpatrujących się w nas mężczyzn. Nie skorzystaliśmy również z żadnej opcji nurkowania, trochę z powodu braku czasu, ale też dlatego, że mieliśmy okazję „posnorklingować” w Ejlacie. Rafy koralowe po jordańskiej stronie podobno nie są aż tak piękne, jak te egipskie, niemniej warto je obejrzeć, bo również robią wrażenie. Na wybrzeżu dostępnych jest aż 30 różnych miejsc do nurkowania. Sprzyja temu nie tylko idealny klimat, z temperaturą wody spadającą zimą do 20 stopni C, jak i widoczność do 20 m. Zachęcać może również duża różnorodność miejsc do nurkowania – od podwodnych ogrodów, zatopionego czołgu, chronionych i zachowanych w naturalnym stanie raf przybrzeżnych, po kaniony i szczyty.
10. Odwiedziliśmy ruiny zamku w Al- Karak
Uważany za najsłynniejszy i najlepiej zachowany zamek krzyżowców z XIII w. na całym Bliskim Wschodzie. Znajduje się on na szczycie wzgórza, z którego roztaczają się piękne widoki na inne wzgórza i doliny. Dla zainteresowanych historią warowni oraz chcących zobaczyć ekspozycje z pozostałych w ruinach przedmiotów, powinna zainteresować nowoczesna ekspozycja w zamkowym muzeum.
11. Zobaczyliśmy Jordański Wielki Kanion – Wadi al- Mudżib
W połowie trasy, zwanej Drogą Królewską, między Madabą, a miastem Al- Karak, ujrzeć można szeroką na 4 kilometry dolinę Wadi al- Mudżib. Jest to największa z wielu dolin przecinającym wyżyny po wschodniej stronie Doliny Jordanu.
Nasze spotkanie z tą doliną rozpoczęło się i zakończyło jedynie w jednym z punktów widokowych, niemniej jednak warto wybrać się jedną z wielu dróg prowadzących na dno kanionu. Wadi Al- Mudżib to również rezerwat, którego wejście znajduje się w pobliżu ujścia do Morza Martwego, tworząc ciasną, skalną szczelinę. Koniecznie przeczytajcie relację Dominiki i Jacka z bloga Szpilki na mapie z 3- godzinnego kanioningu (bo tak nazywa się ta dyscyplina sportu) szlakiem Siq Trail, którą jako jedyną można przejść bez przewodnika, a zapewnia zapierające ten w piersiach widoki. Niestety „mokre szlaki” dostępne są jedynie od kwietnia do października. Znajdą się jednak inne szlaki, te „suche”, do których można się zapuszczać cały rok, z tymże jedynie z przewodnikiem i przy odpowiednich warunkach pogodowych. Rezerwat Wadi Al- Mudżib jest płatny i to nie mało, jest jednak alternatywa w postaci Rezerwatu Biosfery Mujib, którego częścią jest właśnie płatny Rezerwat Wadi Al- Mudżib. Kolejną ciekawą relację z tego miejsca znajdziecie u Wapniaków w drodze.
12. Zapaliliśmy jordańską sziszę
Takich miejsc jak to, na całym Bliskim Wschodzie, jak i w Jordanii znajdziecie mnóstwo. Szisza, nazywana również jest popularną używką, paloną podczas spotkań w gronie bliskich i znajomych. W miejscu, do którego my trafiliśmy, miejscowi dżentelmani rozgrywali partyjki brydżowe. Z perspektywy damskiej części towarzystwa (dla mnie i Justyny) palenie sziszy było mało przyjemne, nie mówiąc już o tym, że sprawdziłyśmy że jedno sztachnięcie to równowartość pięciu papierosów. Pobiłam zatem swój rekord życiowy i już więcej nie mam zamiaru. Co innego dla miejscowych. Jest to tak oczywisty element kulturowy, że potrafią wypalać jedną fajkę za drugą. W naszym przypadku – nie skończyliśmy nawet jednej (wstyd).
A poniżej zdjęcia z naszego motelu w Wadi Musa, w którym znajdował się bardzo klimatyczny salonik. Chodź nie można było w nim palić sziszy (i dobrze) to mogliśmy cieszyć się pozycją półleżącą i delektować się miętową herbatą. A za oknem widok oświetlonego miasta. Naprawdę klimatyczne miejsce.
13. Przejedliśmy się arabskimi słodyczami i przepiliśmy kawą z kardamonem
Czyż nie wyglądają smakowicie? I jak tu wejść do piekarni po bułki, kiedy od wejścia kuszą takie pyszności. My nie byliśmy w stanie się oprzeć, przez co wychodziliśmy za każdym razem z pełną torbą. Najlepsze co wspominamy to ciastka migdałowe – mistrzostwo.
Co do kawy, była prawie na każdym rogu. Najpopularniejsza to zdecydowanie ta z kardamonem. Nakupowaliśmy takiej sporo w Akabie jako souvenir z podróży. W Akabie spotkaliśmy się z ciekawym sposobem jej przyrządzania, a mianowicie na rozgrzanym piasku.
14. Uczestniczyliśmy w produkcji pit w jednej z jordańskich piekarni 🙂
A tak się kończy samodzielne robienie zakupów przez dwie ładne dziewczyny, w tym jedną blondynkę (jak widać na zdjęciach miała zdecydowanie większą atencję). Musicie sobie wyobrazić, że raczej rzucałyśmy się w oczy. Nawet pan z piekarni wyszedł nam na spotkanie i zabrał do…podziemi. Swoją drogą zabawna sytuacja, przynajmniej z perspektywy, bo poszłyśmy sobie za Panem do jakiś lochów nic nie mówiąc męskiej części towarzystwa. Dopiero po 15 minutach, roześmiane i zadowolone wróciłyśmy po jednego z nich, żeby porobił nam zdjęcia, a na koniec kazałyśmy mu zapłacić za nasze zwiedzanie. A co się napatrzyłyśmy i najadłyśmy to nasze!
Obejrzyjcie koniecznie naszą FOTORELACJĘ z wyjazdu do Jordanii i Izraela.
Super relacja! Intensywnie spędziliście swój czas 🙂 Po obejrzeniu zdjęć od raz naszła mnie myśl, że trzeba będzie tam jak najszybciej wrócić.
Dziękujemy 🙂 po samo dzięki Waszym relacjom, widzimy ile rzeczy nie widzieliśmy, ani nie zrobiliśmy 🙂 Kraj zdecydowanie warty ponownego odwiedzenia. Pozdrawiamy :*