Grecja to kraj, którego 20% powierzchni stanowią właśnie wyspy, z czego aż 165 jest zamieszkałych! Jest więc w czym wybierać. My zdecydowaliśmy się na największą, chyba z najbardziej urozmaiconą rzeźbą terenu, stanowiącą część Wysp Egejskich.
Na Krecie spędziliśmy 7 cudownych dni i nie będziemy ukrywać – połowę z nich przeleżeliśmy na plaży lub hotelowym basenie, a nawet przesiedzieliśmy w kawiarniach i barach delektując się kreteńskimi serami, orzeźwiającymi sokami czy owocami morza. Chcielibyśmy jednak w tym poście skupić się na tej drugiej, aktywnej połowie wyjazdu, co by nie zanudzić, ale obiecujemy, że na końcu nie zabraknie kilku kulinarnych ciekawostek i zdjęć urokliwych uliczek Chanii i Kissamos (naszej bazy wypadowej).
Oboje już dobiegamy bądź jesteśmy świeżo po 30-stce i jakoś tak nam się zapragnęło (pierwszy raz) osiedlić się w ładnym hotelu, z widokiem na morze, bez zmieniania bazy wypadowej. Naszym rajem był Sunny Bay Hotel, który zarezerwowaliśmy razem z lotem dwa dni przed (trochę baliśmy się covidowych wariacji). Tanie to nie było, pomimo że oferty last minute często można upolować w dobrej cenie. Ale jak to się mówi – raz (na jakiś czas), nie zawsze. Polecamy jednak jeśli planujecie opcję spania w jednym miejscu i zarezerwowaliście sobie urlop już wcześniej, żeby zabookować z wyprzedzeniem auto. My chcieliśmy to zrobić dwa dni przed i już nic nie było w okolicy, zaś ceny samochodu z Chanii wynosiły od 150 €/za dobę. Oczywiście da się zwiedzać wyspę bez auta, połączeń autobusowych jest naprawdę sporo, niemniej trzeba się liczyć z długimi dojazdami. Przykładowo przejazd z Chanii do Heraklionu to 2,5 godziny w jedną stronę. Można też ograniczyć się do zwiedzania części wyspy, jak w naszym wypadku.
Podczas 7 dni dotarliśmy do takich miejsc jak: laguna Balos, Falasarna na rowerach, Omalos w Górach Białych oraz Chania i Kissamos, a więc ograniczyliśmy się do zachodniej części wyspy. Poniżej znajdziecie opis tych właśnie miejsc.
1. Laguna Balos, czyli godzinny rejs na rajską wyspę oraz wyspa Gramvousa, czyli półgodzinna wspinaczka na ruiny zamku (obowiązkowa!)
Zaczęliśmy od rajskiej plaży, choć jak się później okazało, wyjazd ten zmęczył nas bardziej niż wędrówka po górach. Wszystkiemu winne jest oczywiście słońce, które w lipcu daje srogo popalić, a lekka bryza od morza za wiele nie daje, chociaż i tak mieliśmy szczęście, że było trochę chmur na niebie. Miejsce to jednak niezależnie od wszystkiego po prostu trzeba zobaczyć na żywo, bo robi ogromne wrażenie. To jedno z tych miejsc, którego piękna nie oddają zdjęcia.
Rejs z Kissamos jest jeszcze o tyle kompaktowy, że po 2 godzinach plażowania, statek zatrzymuje się na dodatkowe 1,5 godziny na pobliskiej wyspie Gramvousa, na której szczycie znajdują się ruiny zamku z zapierającą dech w piersiach panoramą. My weszliśmy tam w japonkach, więc się da, ale lepiej zabrać ze sobą coś co trzyma stopę. Wejście jest bardzo męczące z powodu żaru lejącego się z nieba, ale pocieszeniem jest to, że jest to krótkie wejście, a satysfakcja z widoków murowana. Po zejściu wystarczy jeszcze czasu na szybką kąpiel przed rejsem powrotnym. Na statku znajduje się bufet, więc gdybyście nic ze sobą nie zabrali oprócz wody (jak my) to nie umrzecie z głodu.
Co zabrać:
- Filtr, okulary, nakrycie głowy, buty do wody i przynajmniej sandały na wejście na ruiny zamku.
- Wodę i jakieś jedzenie (jeśli nie chcecie jeść na statku, chociaż można tam upolować dobrą sałatkę, tortillę czy świeże owoce i soki w cenie od 5 euro wzwyż).
- Parasol na plażę (lub wypożyczyć na statku (4€) – w dniu, w którym płynęliśmy nie udostępniali ze względu na wiatr, ewentualnie na plaży – dwa leżaki i parasol w cenie 15€.
Alternatywa:
Jeśli nie lubicie pływać statkiem, a chcecie zobaczyć równie piękną, lazurową wodę z białym piaskiem, na pewno zadowoli was Elafonisi (to ta plaża z różowym piaskiem) lub Falasarna. Oba kierunki znajdują się w zachodniej części wyspy. Na tą drugą dojechaliśmy rowerem o czym poniżej.
Na Lagunę prowadzi również droga lądowa, jednak korki jakie się na niej tworzą plus jej wątpliwa jakość nie zachęca. Z parkingu samochodowego będziecie musieli iść pieszo niecałą godzinę do miejsca plażowania.
2. Rowerem po okolicznych wzgórzach.
Na początek dobra rada: wypożyczcie rowery dzień wcześniej późnym popołudniem na dobę (różnica w cenie w Kissamos to 2€ między całym dniem (9€), a cała dobą (11€)). Wyruszycie wtedy wczesną porą, a nie tak jak my o 9:30. W lipcu w miejscu gdzie byliśmy, znośna temperatura była do godz. 12 (max. 13), potem można już tylko chillować do 18 w cieniu na plaży lub w jakiejś klimatycznej tawernie. My niestety zdecydowaliśmy się na powrót przez wzgórza o 16 i prawie się rozpuściliśmy. Warto więc wyruszyć jak najwcześniej. Pokonaną trasę i postoje możecie zobaczyć na poniższej mapce (wkrótce).
Zaczęliśmy z Kissamos i po 1,5 godzinie byliśmy już przy plaży w Falasarnie. Widok ze wzgórza był naprawdę piękny, a po drodze kilka kawiarenek z takimi tarasami:
A że dochodziła godzina 12, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem do kąpieli. Oczywiście na plaży w Falasarnie było dużo leżaków do wynajęcia i jeżeli koszt 10€/15€ nie jest dla Was problemem i chcecie sobie poleżeć nad piękna plażą to koniecznie się tam zatrzymajcie. Jeśli natomiast wolicie bardziej kameralne miejsce, to pojeździe kilka km dalej wzdłuż wybrzeża, a znajdziecie takie cudowne miejsce:
Po 2 godzinach chillowania, odjechaliśmy kolejne 2 kilometry, żeby zjeść w kolejnym urokliwych i smacznym miejscu – w Tawernie Akilia (tak, macie rację, za długiej trasy to my nie zrobiliśmy), ale zważywszy na okoliczności (późna pora wyjazdu i nasze łakomstwo połączone z pięknymi widokami) to nie wyobrażamy sobie innej opcji.
3. Lafka Ori – czyli alternatywa dla wąwozu Samaria, szlaki wokół
Na koniec bardzo chcieliśmy chociaż trochę poczuć górski klimat, więc poszukaliśmy najbliższego połączenia z Kissamos (naszej bazy noclegowej). Prowadziło ono z Chanii do miejscowości Omalos (a tak właściwie Xyloxylos). Jest to baza wypadowa do najsłynniejszego wąwozu na Krecie, który jest jednocześnie najdłuższych, suchym (nierzecznym) wąwozem w Europie.
Jeśli macie więcej czasu bądź wolicie nieco mniej uczęszczane szlaki to super alternatywą może okazać się szczyt Gigilos. Szlak jest oznakowany, a początek trasy znajduje się obok wąwozu. Wejście i zejście (tą samą trasą) zajmie ok 6-7 godzin. Jeśli to dla Was mało i chcielibyście poznać jeszcze inne, dalsze szlaki to dobrą opcją może okazać się noc w schronisku, do którego szlak wiedzie również z Omalos (niecałe 1,5 godziny). Nasza wędrówka zakończyła się już w 2/3 trasy na Gigilos z powodu potwornego wiatru i zdecydowaliśmy się przejść właśnie na szlak po drugiej stronie i spędziliśmy czas w schronisku z piękną panoramą na góry. Spotkaliśmy tam rodzinę z Francji, która spędziła w nim noc idąc z zupełnie innej strony, aż z wybrzeża ok 10-12 h.
PORADY:
Dojazd z Chanii (około godziny), 3 busy poranne, powrót z Omalos (tylko jeden bus, po 19 – warto kupić i upewnić się co do godziny w Chanii)
Co zabrać: buffy (przy tak dużym wietrze jak u nas obowiązkowe), rękawiczki do wspinaczki/rowerowe (większy komfort przy podpieraniu się), buty minimum adidasy (ale lepsze za kostkę), woda (wg potrzeb), po godzinie natraficie na ujęcie wody pitnej, można uzupełnić zapasy.
Jedzenie: bez problemu dostaniecie rano na dworcu autobusowym pyszne i duże buły, nieco drożej będzie w Omalos, a w schronisku możecie nic nie dostać (nam się udało upolować tylko sałatkę za 6 euro i kawę za 3 euro).
4. Kissamos – kameralne, małe miasteczko i Chania – wielokulturowy tygiel zabytków.
Oddzielnym tematem każdego wyjazdu jest atmosfera miast i miasteczek. Często łączymy te dwie przyjemności jak kontakt z naturą i poznawanie miejsc pełnych historii jak właśnie Chania, w której mieszają się wpływy starożytnych Greków, Bizantyjczyków, Arabów, Wenecjan, Osmanów, a nawet Brytyjczyków. To drugie co do wielkości miasto na Krecie, które jeszcze do 1972 roku było jej stolicą.
Przykładem unikatowego w skali wyspy zabytku może być osmański meczet, tzn. Meczet Janczarów (obecnie Galeria Sztuki) obok którego rozciąga się promenada pełna ludzi, kawiarenek i restauracji. To zdecydowanie jedno z bardziej klimatycznych miejsc tego miasta, szczególnie wieczorem przy świetle latarni odbijających się w tafli wody pobliskiego portu. Meczet został zbudowany na jednym z brzegów portu weneckiego z XVI w. , dzięki czemu przenosimy się w kolejny okres dziejów miasta. W porcie oprócz weneckiej latarni (przerobionej w późniejszym okresie na minaret) znajdują się zejścia na mini plaże miejskie, z którym chętnie korzystają miejscowi. Nas plaże w centrum miasta raczej nie zachęcały do kąpieli, ponieważ nie wyglądały na najczystsze miejsca na Krecie, ale trzeba przyznać, że było to ciekawe połączenie – kąpiący się ludzie poniżej i uśmiechnięci, drinkujący ludzie powyżej.
Zwieńczeniem spaceru będzie kluczenie w wąskich uliczkach Starego Miasta, gdzie aż miło się zgubić i pozaglądać do małych sklepików i kawiarni. Odnaleźć tam można dzielnicę turecką (Topanas), wenecką (Kasteli), a nawet żydowską z czynną synagogą.
A ponieważ jedno z nas ma bzika na punkcie słowa park, dlatego wybraliśmy jeden, żeby nieco odpocząć od słońca i ludzi. Ogrody Miejskie (bo tak nazywa się to miejsce) posiadają mini zoo ze słynnymi kozami kri-kri. Jeśli nie planujecie jechać w góry, to właśnie tam macie okazję zobaczyć je na żywo. Największe wrażenie robi jednak ogromne drzewo w centralnej części parku.
W Chanii niestety nie spaliśmy, a wracać musieliśmy już o 21 ostatnim, podmiejskim autobusem do naszej miejscowości oddalonej o 30 km – czyli Kissamos, w którym to miasteczku znajdował się nasz hotel. I o ile żałujemy, że nie spędziliśmy chociaż jednej nocy w tym pięknym, klimatycznym mieście, to zdecydowanie możemy powiedzieć, że lubimy klimat małych miasteczek. Wielu ludzi jeden mały plac z kilkoma restauracjami i mała nadmorska promenada z tawernami, może nie zachwycić, a wręcz zanudzić. Dla nas był to strzał w 10, bo potrzebowaliśmy kameralnej atmosfery i chillout’u wokół. To wszystko plus otoczenie przyrody jak i bazę wypadową na Balos nasza wioska zapewniła. Zobaczcie sami na poniższych zdjęciach:
Inne porady:
- Jeśli wolisz spędzać wieczory w dużym mieście, lepiej znajdź nocleg bliżej Chanii. Dojazd z Kissamos to godzina z hakiem w jedną stronę,a ostatni autobus odjeżdża o 21:30, a naprawdę warto poczuć klimat tego miasta wieczorową porą i nie musieć się spieszyć,
- Nawet jeśli wynajmiesz auto, lepiej unikać jazdy po ciemku. Nasz autobus do Kissamos strasznie zasuwał, co pobudziło moją wyobraźnię, szczególnie na zakrętach ?
- Jak zawsze do płacenia polecamy wyrobienie karty Revolut. Bez ograniczeń możecie wtedy wymieniać waluty i płacić bez dodatkowych kosztów.
- Biura podróży oferują wycieczkę na Santorini – najpiękniejszą wg UNESCO grecką wyspę. Trochę nas kusiło, żeby pojechać, ale fakt że płynie się tam 3 godziny w jedną stronę oraz że spędza się tam tylko jeden dzień goniąc od miejsca do miejsca sprawił, że przełożyliśmy wizytę na oddzielny kilkudniowy wypad. Koszt zaczyna się od 150€ za osobę, w Kissamos nawet za 190€, więc spokojnie można upolować za tyle bilet w dwie strony.
- A co dobrego na talerzu? Oczywiście owoce morza, moussaka, regionalne sery i ciekawe w smaku aromatyzowane wino z dodatkiem żywicy alpejskiej. Od tej pory często kupujemy serek halloumi, który można dostać w polskich sieciówkach – świetnie smakuje z patelni z dodatkiem konfitury. Po lewej stronie na dole znajduje się ciekawa przystawka – coś w stylu naszych gołąbków, ale owiniętych w liście winogron.
Cudowne chwile,krajobrazy,przyroda ,niezapomniane chwile,aż się chce tam wracać,kiedy znowu jedziecie,!,piękne zdjęcia
Dziękuję za polecenie! Zdjęcia ładne, widoki również!